IMAG4609

MAMA WYCHODZI – CZYLI O METAMORFOZIE UMYSŁU

Wychodząc z domu, zatrzymał mi się zegarek. Ktoś powie: „No bywa…”, „Nic nadzwyczajnego…”, „Lipny zegarek…” etc. Kiedy jednak dodam do zwykłego faktu tło, którym jest samotne wyjście w celu nabrania dystansu i pobycia chwilę sama ze sobą, wyłączając na moment funkcję odpowiedzialności za własne dzieci, przewidywania scenariusza o kilkanaście klatek filmowych wprzód, i zatrzymując przycisk oznaczony jako „oczy wokół głowy”, całą scenę zaczyna pokrywać jakaś przedziwna warstwa z obrębu metafizyki.

Nieczęsto zdarza mi się zatrzymać czas. Właściwie nigdy mi się to nie udało, choć staram się zatrzymywać każdą chwilę. Jednak zatrzymywać a zatrzymać to przecież nie to samo… Kolekcjonowanie wspomnień, zbieranie najważniejszych chwil z każdego dnia, umiejętność dostrzeżenia święta w codzienności to profesja z wyboru. Kiedyś każdy musi podjąć decyzję, że chce żyć tu i teraz, łapać w ręce czas, i choć ucieka, mieć po nim ślad na dłoniach. To przecież my piszemy kalendarze… Dzień nie będzie o nas pamiętał, jeśli my sami go nie zapamiętamy…

Ale wróćmy na spacer… W mojej głowie pączkują coraz to nowsze myśli. Pomysły kwitną jak bazie kotki. Robi się przyjemnie, słońce łaskocze w policzki i łasi się, jakby chciało się przymilić po długich miesiącach kaprysów dzikiego kota. Dziś oswojone, postanawia zadomowić się na dłużej.

Zza przystanku autobusowego wyrasta słup… A na nim plakat o wiosennych metamorfozach. „No tak, sezon na stylistów i wizażystów rozpoczęty” – myślę sobie, czując się wolna od przymusu zmiany koloru włosów tylko dlatego, że przyszła wiosna. Rude z jesieni, po zimowej zmianie w brunetki zamienią się w wiosenne blondynki, by latem ściąć włosy i rozpocząć kolejny cykl.

Myślę o tych wszystkich wiosennych metamorfozach od stóp do głów (dosłownie!), których potrzeba zakwita wraz z endorfinami, jakby powietrze nami manipulowało, a ptaki w swoich trelach stosowały hasła reklamowe: „Zmień coś!”, „Jesteś tego warta!”, „Zrób coś z sobą!”… Nie tylko z sobą, bo zmiana dotyczy też naszej przestrzeni. Już za moment znane coroczne zjawisko masowego mycia okien i grzebania w szafach, w celu wyprowadzenia z nich zimy, by na dobre zadomowiły się cienkie sukienki i lniane spodnie.

Zmiany, które nie zmieniają niczego, dające jedynie chwilowy efekt „wow” lub poczucie ładu.

A ja wracam do domu. Nie byłam u stylisty paznokci na hybrydach, nie zmieniłam koloru włosów. Zwyczajnie spacerowałam, bez przymusu szukania samej siebie, bo wyszłam ze sobą i ze sobą wróciłam. Odmieniona, po metamorfozie umysłu… W progu czekają dzieci. Zegarek z niewyjaśnionych przyczyn zaczyna znów tykać…

Agata Babicz

 

 

One thought on “MAMA WYCHODZI – CZYLI O METAMORFOZIE UMYSŁU

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *