DSC_1698

SPRZECIW WYSOKI (O)SĄDZIE, CZYLI ZBRODNIA W BIAŁY DZIEŃ

Stanęłam przed Sądem. Stoję tu codziennie. Rozprawa trwa. Mam swoich adwokatów i mam swoich oskarżycieli. Jedni przedstawiają zarzuty, przez które chcą obronić i usprawiedliwić samych siebie, drudzy stoją w linii obrony.

Stoję przed Sądem. Kombinacja adwokaci/oskarżyciele jest ruchoma, w zależności od tego, co powiem, o czym powiem i czy powiem. Bo za milczenie też można zostać zalanym falą „hejtu”.

Stoję przed Sądem. Obok mnie, Ty, Ty i Ty. Każdy, kto ma swoje zdanie i nie boi się go publicznie wyrazić. Każdy autor, każdy bloger, każdy dziennikarz, każdy pisarz, każdy felietonista, każdy wolny umysł, który pomimo ryzyka, chce dać coś od siebie.

Stoję przed Sądem. Nie koloryzuję przyszarzonych obszarów ludzkiego życia, udając, że widzę jedynie wyraziste, jaskrawe kolory. Nie boję się poruszać spraw trudnych, dla niektórych bolesnych i choć nigdy nie piszę o konkretnych osobach, to jednak istnieje pewne universum ludzkich zdarzeń i historii, w których ktoś dostrzeże samego siebie.

Nie wstydzę się swoich myśli, choć odsłanianie umysłu często odbierane jest jako wyższa forma ekshibicjonizmu niż nagość tu i tam.

Jestem w Sądzie. Obserwuję i notuję. Nie, nie jestem ani sędziną, ani protokolantką. Słucham uważnie tych, którzy trzymają w rękach transparent z pogrubionym napisem „SPRZECIW”. Patrzę i na tych z końca sali, którzy woleliby tu nie być. Nie chcą wytaczać procesu, bo wiedzą, że każda sprawa przyniesiona do Sądu ma nie tylko swój początek, ale i zakończenie. A finał, jaki by nie był, to zawsze pewna forma przegranej. Nawet jeśli jest wypadkową racji dwóch stron i rodzajem kompromisu, to przecież kompromis to stan, w którym dwie strony wygrywają i przegrywają jednocześnie. A w tym wszystkim wyrok to decyzja osoby trzeciej. W imię tego, że sami nie możemy się dogadać, pozwalamy, by ktoś inny zdecydował o naszym dalszym losie…

Stoimy przed Sądem o nazwie „Codzienność”. Wysoki to Sąd, bo więcej tu osądu niż rozstrzygniętych spraw. Znajdzie się też sporo wyroków w tzw. zawieszeniu, a te, odłożone na bok, z pozoru niegroźne, urosną i wkrótce przerażą nas swoją potęgą. Zmowa milczenia po upływie czasu krzyczy najgłośniej…

Stańmy razem przed Sądem, ale nie wchodźmy do środka… Przecież łączy nas wspólny cel. Chcemy wygrać życie, a nasze szczęście nie zależy od tego, czy ktoś obok nas będzie przegranym. Ja OK – Ty OK. Ja wygrywam – Ty wygrywasz. Zamiast się szarpać albo lamentować, ile kosztuje nas wypracowanie kompromisu, przyjmijmy strategię WIN – WIN. Czy ktoś zgłasza sprzeciw?

Agata Babicz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *