DSC_1323

NIE BYŁO, A JEST, CZYLI PO CO TEN PIERWSZY KROK

Od pewnego czasu „coś” za mną łaziło. Nie, nie chodziło, tylko ewidentnie łaziło. Nie dało się tego „czegoś” pozbyć, więc trzeba się było tym „czymś” zająć… A zająć, to pozwolić się rozwinąć…

Zaczęło się od jakiejś frazy muzycznej, która przyszła znienacka, gdzieś między klockami a resorakiem na podłodze. Weszła mi na głowę i układała się stopniowo, a na pierwszym planie powstawała nowa budowla według projektu i zamysłu z dziecięcej wyobraźni. Zabawa na cztery ręce toczyła się w najlepsze. A to „coś” ucichło, jakby poczuło się bezpiecznie, że zostało zauważone i „zaopiekowane” przeze mnie…

Był wieczór, a małe nóżki tupały między pokojami, w dumie niezależności, swobody. Wolności, jaką daje samodzielność. Pierwsze kroczki cieszą dziecko, cieszą rodziców. Cieszą też nas, dorosłych, kiedy sami przechodzimy z etapu raczkowania do stawiania pierwszych kroków w czymś nowym i uczymy się, jak dojść do czegoś swojego.

W domu lekkie światło, bo zmierzch nie lubi przesady. Przyszła… Nowa fraza, nowa myśl. Zaczepiona o starą, ale kompletnie nienadająca się do towarzystwa poprzedniczki. Zaczęła się walka z czasem… Pospieszne szukanie zeszytu w pięciolinię, dwustronny pisak pożyczony od starszaka. Dyktafon w telefonie włączony – uff… jeszcze zostało trochę pamięci na karcie sim, a bateria też w nie najgorszej kondycji. Ręka w pośpiechu zapisuje słowa, nucę nową melodię przerywaną dialogiem z tuptającym maluchem. Właśnie rodzi się nowe „dziecko”.

Nie mamy wyjścia. Każda nowa piosenka, każdy tekst, każda melodia to takie adoptowane „dziecko”. Wymaga zauważenia, poświęcenia uwagi, okazania serca, dopieszczenia i wypuszczenia z własnych rąk, kiedy będzie gotowe, by wyjść z domu. Pójść do innych… Pewnym krokiem stanąć oko w oko ze światem takim, jaki jest. Bez cenzury, bez klosza.

Proces twórczy zakończony. Tekst, muzyka, znaleziona forma, aranżacja, brzmienia, pomysły na wokal. Mam całość. W domu dalej słychać dźwięki małych, bosych stópek wybijających rytm radości na podłodze. Czasem wolniej, czasem gwałtowne przyspieszenie… W drugim pokoju spokojny oddech, pauza – głębia dziecięcego snu.

I nagle to „coś” wraca i się śmieje… -„Nieźle sobie to wymyśliłaś..”- mówię do pierwszej frazy, która była tylko i wyłącznie punktem zapalnym, żeby na chwilę skierować moje myśli w stronę procesu twórczego. Przyszła, zrobiła swoje, popchnęła dalej, a sama nie chciała być częścią tej kompozycji.

Tak to już jest… Trzeba coś zacząć, ruszyć z miejsca, dać się naprowadzić, a dalej kierować samemu. I to małe światło z początku naszej drogi nie musi już świecić, bo w nas płonie ogień… Pierwszy dźwięk usuwa się na drugi plan, stanowiąc raptem część harmonii, a pierwsza myśl prowadzi nas w obszar, o którym na samym początku jeszcze nie wiedzieliśmy i nie mogliśmy wiedzieć. Trzeba jej zaufać, iść z nią za rękę, a potem poczuć wolność i tuptać samodzielnie tam, gdzie niesie nas muzyka, sztuka, a przede wszystkim życie.

Agata Babicz

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *